aosporcieaosporcieaosporcie

28 stycznia 2015

Najmniejszy z wielkich


Miał być nowym Xabim Alonso. Tymczasem głównie przesiaduje na ławce rezerwowych i lada dzień najprawdopodobniej odejdzie z Realu. O kim mowa? Oczywiście o Asierze Illarramendim.
W Realu Madryt każda pozycja jest niewiarygodnie silnie obsadzona. Zgodnie z polityką, którą od kilku lat wdraża Florentino Pérez, taktyka Zidanes y Pavones przeszła do historii. Teraz są już tylko Zidanes. Oczywiście klub dba też o zabezpieczenie się na przyszłość, do klubu trafiają przede wszystkim piłkarze poniżej 25 roku życia. We wszystkich pokładane są wielkie nadzieje, ponieważ każdy z nich ma stać się częścią historii klubu z Santiago Bernabéu. Zdecydowana większość spełnia te oczekiwania; Toni Kroos, James Rodriguez, Gareth Bale nie rozczarowują publiczności. Ale niektórzy skazani są na pozostanie na drugim planie. Takim przykładem jest właśnie 25-latek, który kosztował spore pieniądze, a mimo to nie potrafił porwać wymagających fanów.

Skąd on się wziął?
Bask trafił na Concha Espina z Realu Sociedad w 2013 roku. Kosztował tyle, ile wynosiła kwota odstępnego: 32,2 mln euro. Klub z San Sebastián ani myślał negocjować niższej kwoty za absolutnie kluczowego gracza, bardzo mądrze grającego pivota, kontrolującego tempo gry, w dużej mierze dzięki któremu udało się zająć rewelacyjne czwarte miejsce w lidze, co dało awans do Ligi Mistrzów, o czym kilka lat wcześniej nawet nie śnili. Illarra dorobił się przydomku drugi Alonso. Nic dziwnego, obaj zaczynali w jednym klubie, a nowy nabytek Realu stylem gry praktycznie nie różnił się od weterana. Perez nie mógł przepuścić tej szansy, mając w pamięci sytuację z oryginalnym Xabim, który wyjechał do Anglii, skąd trzeba było ściągać go za 30 milionów jako gwiazdę światowego formatu. Ciężko było nazwać go galáctico, z uwagi na to, że niewielu kibiców wcześniej o nim słyszało, zatem kwota wydawała się co najmniej nieproporcjonalna. Fani Blancos, przyzwyczajeni do wielkich nazwisk i spektakularnych zagrań, wątpili w jego umiejętności, a niektórzy gimnazjaliści niemiłosiernie krytykowali go, jeszcze zanim zagrał pierwszy sparing, od razu żądając jego odejścia.

Na początku sezonu dostał kilka szans, między innymi w meczu z Villarreal, szczęśliwie zremisowanym 2:2, oraz zwycięstwie nad Juventusem u siebie 2:1. Zgodnie z obawami, nie prezentował wielkiego futbolu, co poskutkowało trwałą stratą miejsca w składzie, m.in. na rzecz Alonso, Modricia, di Marii czy nawet rzadko grającego Isco. W hierarchii nie ustępował jedynie Casemiro, chociaż ich gra wyglądała bardzo podobnie. Widać było, że ma problemy z presją, grał głównie do tyłu, nie odbierał piłek i w większości spotkań po prostu był omijany zarówno przez kolegów, jak i przez przeciwników. Jednym z najsłabszych meczów był ten z Rayo, gdy Real schodził na przerwę z prowadzeniem 2:0, a potem Illarra zmienił wracającego po kontuzji Alonso. Zaraz po przerwie Ronaldo trafił na 3:0, ale potem zaczęła się katastrofa. Pozbawieni stabilnego środka pola Królewscy stracili inicjatywę, dwie bramki po rzutach karnych w przeciągu pięciu minut oraz prawie Daniego Carvajala, który cudem nie obejrzał drugiej żółtej kartki za spóźnione wejście. Bramka Diego Lópeza była permanentnie bombardowana, ale udało się utrzymać rezultat. Kilka tygodni później Illarramendiemu udało się zdobyć bramkę po 110 minutach bezproduktywnego oblężenia bramki Xátivy w Pucharze Hiszpanii, ale to jego jedyny sukces w pierwszej połowie sezonu. Niektórzy, próbujący za wszelką cenę bronić Asiera, wymieniali to jako jedną z kluczowych zalet, co moim zdaniem było strzałem kulą w płot. Następna połowa sezonu była równie słaba.

Najgorszy mecz całego Realu w sezonie, porażka z Borussią 0:2, zabrała Baskowi miejsce w składzie do... dziś. Zagrał fatalnie, grał głównie do tyłu, a co najgorsze, jedno z tych zagrań trafiło do rywala, który nie zaprzepaścił wyśmienitej szansy. Na domiar złego zagrał obok Xabiego Alonso, na pozycji box-to-boxa, którą zwykle zajmował niezmordowany Luka Modrić. Oczekując od niego podobnej gry, fani po raz kolejny się zawiedli. W przerwie zmienił go Casemiro i w dużej mierze dzięki młodemu Brazylijczykowi, sześć razy tańszemu od Baska, udało się utrzymać prowadzenie w dwumeczu. Później zagrał jeszcze w kilku mniej lub bardziej istotnych meczach, np. ze swoim byłym klubem, Realem Sociedad, gdzie zdobył pierwszą bramkę, gdy piłka trafiła go w goleń. Co ciekawe, kibice z północy Hiszpanii uwielbiali go, choć nigdy nie zdobył dla nich gola. W swoim premierowym sezonie w Madrycie strzelił aż trzy, a był uważany za pierwszego do odstrzału.

Nowe otwarcie
Przyszedł następny sezon i nowe nadzieje. Zagrał we wszystkich spotkaniach pretemporady, ale do klubu dołączyli Toni Kroos i James Rodriguez, przez co mógł zapomnieć o grze. Jednak odejście Xabiego Alonso, bezustanne problemy zdrowotne Khediry i tragiczna postawa środka w początkach sezonu otworzyły przed nim okazję do stania się graczem pierwszego składu. I stało się coś nieoczekiwanego, mianowicie udało się zmienić Toniego Kroosa w defensywnego pomocnika. Asier znów stał się drugoplanowy.


Musiał długo czekać na szansę od Ancelottiego, w końcu na wyjeździe z Deportivo Królewscy stanęli w podobnej sytuacji, jak przed rokiem z Rayo. Przy stanie 3:1 Illarra zmienił Benzemę, a Real jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uspokoił grę strzelając pięć kolejnych bramek, tracąc tylko jedną. Niejako w nagrodę wyszedł w pierwszym składzie na następny mecz, z Elche. Tym razem szybko trzeba było odrabiać straty, dlatego ciągle asekuracyjna gra Illarry mogła denerwować. Ostateczny wynik 5:1 nie był zasługą Baska, który wrócił na ławkę. Po dwóch tygodniach sytuacja się powtórzyła, tym razem z Łudogorcem, ale tym razem walka trwała do ostatnich minut. To wystarczyło Carlo Ancelottiemu, który wrócił do starego systemu wpuszczania Asiera na ostatnie minuty. Ale los znów wydawał się łaskawy dla Illarramendiego. Kontuzji doznał Gareth Bale, jego miejsce zajął James, zostawiając miejsce w środku. Ale po raz kolejny udało się przekwalifikować konkurenta, Isco nauczył się wracać, odbierać piłkę i pracować dla zespołu. Tym razem przerwa była okrutnie długa. Kontuzja Modricia również nie zmieniła nic, grali James, defensywny Kroos i defensywny Isco.

Wreszcie, w grudniu, James również musiał odpocząć przez dłuższy czas. Tym razem do składu wskoczył Illarra. Zagrał jak z nut. Przeciwko aspirującej do sprawienia niespodzianki Celcie zagrał zaskakująco odważnie. W końcu pozbył się presji. Jego wspaniałe zagranie do Ronaldo przeszłoby do historii, gdyby strzał z przewrotki Portugalczyka nie poszybował kilka centymetrów ponad bramką. Z Łudogorcem zademonstrował pełnię swoich umiejętności, wspaniale współpracując z Kroosem. Gdyby spotkanie z Almerią odbywało się na Bernabéu, dostałby pewnie owację na stojąco. Był jednym z najjaśniejszych punktów drużyny, która wbrew pozorom strasznie się męczyła. Wystąpił też w pierwszym meczu Klubowych Mistrzostw Świata, ale w finale, gdy wrócił James, jego miejsce było jasne. Mimo że Kolumbijczyk nie prezentował wielkiej piłki, nie było wątpliwości, kto ma usiąść na ławce. Przez następne dni, które przechodziły w tygodnie, Asier nie powąchał murawy...

Przebudzenie
...aż do soboty, gdy został użyty jako ratunek dla tragicznie spisującej się ekipy. Zagrał perfekcyjnie, nie popełniał błędów i nie tracił piłek. W przeciwieństwie do Khediry, który tracił jedną na... cztery minuty. Mimo to, to Niemiec ma pewniejsze miejsce w składzie. Moim zdaniem to absurd, zważywszy na to, że od dwóch lat gra fatalnie, oraz po sezonie odejdzie za darmo. I umiejętności, i przyszłość klubu jest po stronie Illarry, ale Ancelotti nie chce o tym słyszeć. Inną sprawą są rotacje. Kroos przyznał otwarcie, że nie może grać tak często, efekty widzimy w grze mistrza świata. Illarramendi czeka na ogranie, a jeżeli wchodzi, to na ostatnie minuty.

Kolejnym absurdalnym przypadkiem braku zaufania do Asiera jest niedawny transfer Lucasa Silvy. Piłkarze z ligi brazylijskiej są zwykle niepewni, ale wydaje się, że mimo braku ogrania, ma większe szanse od Baska, by wybiec przeciwko Sociedad. Kto wie, czy Illarramendi ciągle będzie wtedy w klubie.

Pomimo chęci pozostania i bardzo dobrej gry, Ancelotti wyraźnie chce się go pozbyć. Powodów brak. Marca donosi, że wpłynęła oferta w wysokości 25 milionów euro. Jeżeli Illarra odejdzie, naprawdę będzie mi go brakować. Ma wszystko, żeby stać się dla Realu drugim Alonso, ale nie jest mu dane tego pokazać. Ta sytuacja będzie jeszcze gorsza, bo obawiam się, że po paru latach zapragniemy jego powrotu. Pod pewnymi względami można porównać to do odejścia Diego Lópeza. Wspaniały piłkarz, odchodzący z powodu nieuzasadnionego braku zaufania.

Autor: Zbigniew Jankiewicz  zbig.jankiewicz@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz